To był pechowy 13-ty, choć nie wypadał w
piątek. Uczestnicy I raty 49. Zimowego Rajdu na Raty z pewnością na długo zapamiętają
ten dzień. Choć nic nie zapowiadało, że nie będą to wyłącznie dobre
wspomnienia.
Zaczęło się dobrze – zapach kiełbasy
wypełniający autobus linii 18 drażnił układ pokarmowy wszystkich, którzy
wybrali się w podróż na Nową Wolę Gołębiowską. Na starcie rajdu zameldowało się
29 uczniów z PSP 31 oraz nasz przyjaciel Franek z PSP 26. Pod dowództwem Pani
Kasi, Pani Emili i Pana Darka wypełniliśmy szczelnie wesoły autobus.
I rata rajdu była zapowiedziana jako „Rajd z legendą”. Nic dziwnego, gdyż
przewodził wędrowcom słynny w świecie turystów radomskich bajarz – Jan Karol
Walczak. Trasa wiodła doliną rzeki Pacynki. Spadek temperatury okazał się
zbawienny, gdy przekraczaliśmy podmokłe tereny i rozlewiska rzeczki. Po jakimś
czasie mróz nie zachwycał nas aż tak bardzo.
Każdy przystanek Karol przeznaczał na
opowieść. Znów zachęcał, by wsłuchiwać się
w szepty drzew i strumyków. Malował przed nami piękne obrazy panien wodnych,
zakochanych młynarczyków, królewskich orszaków przemierzających okolice Jedlni.
W towarzystwie legend trasa przebiegła miło i – nadzwyczaj szybko. Już o 11.00
ruszyliśmy na poszukiwania drewna na ognisko, a w nogach mieliśmy 8 km.
Odpoczynek przy ognisku
i ciepły posiłek w postaci kiełbaski lub pianek wszystkim pozwolił na
regenerację sił. Część turystów na tym etapie zakończyła wędrówkę, ale drużyna
z 31 ruszyła za Karolem wzdłuż zalewu w Siczkach, by zakończyć trasę na
zaplanowanej mecie – stacji PKP w Jedlni Letnisko. I to był koniec
przyjemności. Okazało się bowiem, że w wyniku awarii odwołano pociąg, którym
mieliśmy jechać do Radomia. Na następny pojazd trzeba było czekać aż
2 godziny! A mróz coraz bardziej przenikał przez najbardziej puchowe kurtki i
najdoskonalej ocieplone buty. Wśród gromadki zaczął narastać nastrój paniki. Cóż
było robić – decyzja mogła być tylko jedna: „Szukamy ciepłego schronienia i
gorącej herbatki”. Pani Kasia poprowadziła najmłodszych turystów do restauracji
„Pod różami”. Uprzejma pani kelnerka umieściła niespodziewanie liczną grupę
niezamożnych klientów w ciepłej sali i od razu humory poprawiły się. Część
niecierpliwych podróżników wezwało na pomoc rodziców
i opuściła Jedlnię własnym transportem. Dziesiątka najwytrwalszych wraz z
opiekunami wyszła na autobus i… o zgrozo! Znów trzeba było czekać na mrozie
dłużej niż się tego spodziewano! Na szczęście tym razem udało nam się
przedostać do Radomia i szczęśliwie wrócić do szkoły.
Co zapamiętamy z tej wyprawy? Szybką, mimo,
że 16 km trasę i dłuuuuuuuuuuuuuuugi powrót. Ale i takie przygody wspomina się
miło.